We wrześniu ubiegłego roku wspominaliśmy o akcji ratunkowej w spółdzielni Agromet przy pomocy naszego defibrylatora Samaritan PAD. Akcja zakończyła się szczęśliwie.
Udało nam się porozmawiać z bohaterem tej historii panem Henrykiem Głąbkiem, do lektury naszej rozmowy serdecznie wszystkich zachęcamy.
Defibrylatory AED są podstawowym sprzętem pozwalającym chronić ludzkie życie i przeciwdziałać w dalszym ciągu najczęstszej przyczynie śmierci w Polsce, jakim jest nagłe zatrzymanie krążenia. Lekkie, intuicyjne i proste w obsłudze urządzenia – w wielu firmach znajdują się tuż obok gaśnicy i apteczki, pozwalając na ochronę zarówno przypadkowych osób, jak i pracowników firm, biur czy zakładów produkcyjnych. Dzięki rosnącej świadomości o powszechnym dostępie do AED– codziennie dowiadujemy się o uratowanych osobach – a czasami, tak jak dzisiaj, mamy możliwość porozmawiać z kimś, kto dzięki nim mógł zostać uratowany.
Na nagłe zatrzymanie krążenia codziennie w Polsce umiera kilkadziesiąt osób. Potocznie mówi się „zawał”. wbrew pozorom osoba dotknięta nagłym zatrzymaniem krążenia nie odczuwa żadnych objawów poprzedzających to zdarzenie. Czy również tak było w Pana przypadku?
Tak, zawał już kiedyś miałem. Doskonale widziałem, że dzieje się coś złego, miałem czas aby zareagować, poprosić o pomoc. W tym przypadku było inaczej. Byłem w firmie, wczesnym rankiem ładowałem z kolegami z pracy kilka rzeczy do samochodu. Pamiętam tylko, że włożyłem do auta taki długi pręt, a potem jakby wszystko się urwało. Koledzy mówili, że to była chwila, jakby mną coś rzuciło – a potem upadłem na ziemię, bez żadnych oznak życia. Byli wystraszeni, ale pobiegli po defibrylator AED. Jeden z nich włączył go i słuchał urządzenia, które krok po kroku wydawało polecenia i „mówiło” co ma robić. Przykleił więc elektrody, potem defibrylator podał 5 impulsów. Dopiero piąty impuls zadziałał, a ja się ocknąłem.
Od tego momentu był pan już przytomny.
Tak. W pracy był wtedy też mój siostrzeniec. Słyszałem jak mówił „Wujek wróć, nie rób mi tego”… No i wróciłem. Ale gdyby nie defibrylator w naszej firmie to bym nie wrócił. Karetka przyjechała po 15 minutach, a tak naprawdę to już po 10 minutach nie miałbym najmniejszych szans. Przyjazdu pogotowia doczekałem już przytomny, okryty folią życia. Gdyby nie AED to byłaby to raczej folia w czarnych kolorach.
Defibrylatora należy użyć w pierwszych kilku minutach od wystąpienia zatrzymania krążenia. Podanie impulsu jest jedynym co może pomóc, ponieważ z każdą minutą szanse maleją o 10%. Nawet po 5 minutach niedotlenienie mózgu jest tak duże, że mamy tylko 50% szans na powodzenie.
Zgadza się, dlatego ważne jest, aby był dostępny od razu. Wezwanie karetki jest ważne, ale nie pomoże poszkodowanemu jeśli pogotowie nie pojawi się w ciągu paru minut. A to jest praktycznie nierealne, nawet w mieście. W naszej gminie parę lat temu pamiętam jak wezwano karetkę do kobiety, która tak właśnie osunęła się na ławce w kościele. Ale kiedy przyjechało pogotowie to było już dawno za późno. Potem pod inną firmą zmarł przypadkowy przechodzień. Tam też nie było AED. To są dramaty ludzkie, którym naprawdę łatwo jest zapobiegać.
Firma, w której Pan pracuje kupiła AED zaledwie kilka miesięcy wcześniej.
Tak, dlatego miałem naprawdę sporo szczęścia. Pamiętam, że kiedy je kupiliśmy pracownicy mieli krótkie szkolenie techniczne, gdzie pokazywano nam jak należy go używać. Patrzałem na małą torbę z tym sprzętem i pomyślałem, że to tak jak z gaśnicą – jest, ale pewnie nikomu się nie przyda. A tu proszę, okazałem się być pierwszym użytkownikiem - i to dość szybko [śmiech].
Pozostaje mieć nadzieję, że coraz większa ilość defibrylatorów AED w Polsce pozwoli na to, że więcej osób będzie mogło liczyć na szybką pomoc.
Z mojego punktu widzenia to podstawa w każdej firmie. Podstawa aby ludziom zapewnić bezpieczeństwo. Może zdarzyć się wiele wypadków, nie można uniknąć wszystkiego ale zwykle czas nie odgrywa tak ogromnej roli. A w przypadku zatrzymania krążenia liczą się minuty. Dla bezpieczeństwa pracowników, klientów, osób które będą obok całkowicie przypadkowo AED powinno być w każdym przedsiębiorstwie, na stacji benzynowej, banku, większym sklepie, w ośrodku zdrowia. Wszędzie tam gdzie w ciągu trzech minut nie pojawi się sanitariusz z defibrylatorem w ręku. Dla naszej firmy to nie był duży koszt, a ja dzięki temu żyję. Mogę pomóc synowi wykończyć dom, zająć się swoją pracą. Życie jest bezcenne. Dziś rozumiem ile w tym prawdy.
Pan Henryk Głąbek został uratowany przez pracownika Agromet Chybie, dnia 11 września. Podobnie jak inne uratowane osoby, otrzymał bezpłatny defibrylator HeartSine, który postanowił przekazać jednostce Ochotniczej Straży Pożarnej w Chybiu.
Zobacz również
powiązane
Uratowany Samaritanem w Leroy Merlin.
W styczniu na terenie Leroy Merlin w Bydgoszczy doszło do NZK u 75-letniego mężczyzny....
AED dla uratowanej osoby.
Osoby po przebytym zawale lub uratowane już raz w wyniku NZK znajdują się w największej grupie ryzyka. Idealnie, gdyby każda osoba, która przeżyła tak...